2012/08/31

Międzynarodowy Dzień Bloga

31 sierpnia. Dzień, można by rzec, jak co dzień. Do tej pory, dla mnie, ostatni dzień wakacji. Jednak od tego roku jest inaczej. Ale ten dzień to święto Nas wszystkich - blogerów na całym świecie.
Nawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego.  No ale skoro jest, to trzeba z tego korzystać :)
A więc życzę Wam (i sobie) wszystkiego najlepszego blogerzy, dużo pomysłów na nowe posty i ogromu fanów :)

~ ~ ~ ~

Na zewnątrz pogoda iście jesienna - pochmurno, szaro, chwilami deszczowo, zimno, brrr. Niefajnie jednym słowem. Coraz szybciej robi się ciemno, a jest to jedna z oznak jesieni, której nie znoszę :<
Troszkę jesienny nastrój poprawiłam sobie środowymi, internetowymi zakupami. Kupiłam kilka książek, które przydadzą mi się w przygotowaniach do matury od października oraz...czytnik e-booków. Długo przymierzałam się do jego kupna, zbierałam pieniądze i wreszcie go mam ♥
Jeszcze nie zdążyłam nic poczytać bo wiadomo, trzeba go było naładować, a jak już się naładował to oglądałam film, ale jutro na pewno "wezmę go w obroty" (zresztą jak widać, nadal ma folię na ekranie, której na razie nie zamierzam zrywać :D). Już nawet wrzuciłam sobie kilkanaście książek - fotograficzne, podróżnicze i inne.
Szkoda tylko, że zamówione książki nie przyszły dzisiaj, tylko będą dopiero po niedzieli. No ale cóż, za dużo radości by było na raz.

~ ~ ~ ~

Dni mijają szybko i za kilka dni zaczynam program walki z lenistwem. Jak on wygląda na razie nie chcę nikomu mówić, żeby nie zapeszyć. Ale możecie trzymać za mnie kciuki :)

~ ~ ~ ~

I już jutro zaczyna się wrzesień...
Takie jakieś dziwne uczucie mnie ogarnęło. Pewnie złożyła się na to pogoda - typowa, wrześniowa - oraz film, który obejrzałam - "Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.1". Bardzo smutny film :(
Dziwnie mi....

* * *

Zdjęcie na dzisiaj: przeszłość vs. przyszłość


2012/08/28

Dzika Amazonia

Po podjęciu decyzji mój mózg nareszcie może odpocząć od wiecznego myślenia. I pewnie przez to złapałam małego...no dobra, dużego lenia. Całymi dniami nic nie robię, tylko czytam książki albo rozwiązuję krzyżówki. Czasami obejrzę coś w tv (ale to rzadko, częściej wieczory poświęcam na telewizor) albo posiedzę na komputerze (ale to nie dłużej niż godzinę - również wieczory należą do niego). A więc dniami po prostu siedzę lub leżę i leniuchuję.
Ale muszę z tym walczyć skoro od października potrzebna jest mi olbrzymia dawka samodyscypliny. Sama na pewno sobie z dnia na dzień nie przyjdzie i powinnam podjąć jakieś działania zmierzające w kierunku wygonienia lenia z mojego ciała. Jakiś pomysł już mam - zobaczymy czy coś z niego wyjdzie. Jednak mam nadzieję, że uda mi się go zrealizować. Nawet już poczyniłam pewnie kroki w kierunku jego realizacji. Będzie dobrze - tylko...mój leń...duży jest....ale trzeba walczyć !
Jeśli powiedzie mi się jego realizacja na pewno Wam o nim powiem :)
Trzymajcie kciuki :)

~ ~ ~ ~

Pewnie niektórzy z Was zastanawiali się skąd taki tytuł dzisiejszego posta. Nie, nie byłam w Amazonii XD
Ale można uznać, że w jakimś sensie odbyłam podróż do jej wnętrza.
Wczoraj i dzisiaj Telewizja Polska wyemitowała dwuodcinkowy film przyrodniczy pt.:"Sekrety dzikiej Amazonii". Ukazywał on bogactwo fauny i flory tego pięknego regionu świata. Ilość gatunków roślin i zwierząt potrafi zakręcić w głowie każdemu.
W programie nie zabrakło również momentów z życia dzikich plemion zamieszkujących dolinę Amazonki. Od dawien dawna życie tej grupy społecznej w jakimś sensie mnie fascynowało. Ta dzikość, prymitywność, sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach, ubiór, pożywienie i sposób jego zdobywania...
Wiele z tych plemion żyje w Amazonii od wieków - bez elektryczności, sklepów i innych cudów XXI wieku. Potrafią sobie poradzić w najtrudniejszych sytuacjach, w których biorą udział drapieżne albo jadowite zwierzęta.
Dlaczego o tym piszę ? Ano dlatego, że widząc jak te plemiona polują, co jedzą, jak się ubierają i jak żyją na co dzień, naszła mnie myśl,że my, ludzie współcześni nie poradzilibyśmy sobie w tych warunkach. Czy ktokolwiek z Was, wrzucony nagle w centrum dżungli wiedziałby co zrobić ? Jakie owoce może zerwać i zjeść, a jakie mogą go zabić ? A co zrobiłby, gdyby ukąsił go jadowity pająk ? Wiedziałby jak polować ?
Mogę spokojnie powiedzieć, że zarówno Wy, jak i ja z pewnością nie przeżylibyśmy za długo w takich warunkach. Jesteśmy przyzwyczajeni do elektryczności (przypomnijcie sobie jak "panikujecie", gdy nagle zabraknie prądu, szybko szukacie świeczek bądź innych źródeł światła aby rozświetlić mroki, bądź co bądź, dobrze wam znanego własnego mieszkania; a najgorzej jak prądu zabraknie w zimie i macie ogrzewanie na prąd bądź gazowe - wtedy nagle, momentalnie robi się chłodniej brrr, nieprzyjemne uczucie), ciepłego, suchego mieszkania, miękkiego łóżka, jedzenia w lodówce, na które nie trzeba polować i do wielu wielu innych rzeczy. Teraz coraz częściej zwykłe, papierowe mapy są zastępowane przez GPS-y. W te odbiorniki wyposażone są nawet nasze telefony. A czy ktoś opracował dokładne plany dżungli ? Oj nie, na pewno nie. Tam, bez pomocy tubylców bardzo szybko stracimy orientację w terenie. Tam, musimy zrezygnować z elektronicznych gadżetów na rzecz bardziej prymitywnych narzędzi takich jak kompas, maczeta i inne tego typu rzeczy.

~ ~ ~ ~

Jesień, jesień, jesień...dużo kolorowych liści, chłodne poranki i wieczory, poranne mgły, przekwitające kwiaty, grzyby....
Wiele tych oznak a więc bezsprzecznie to już jesień.
Zresztą dla mnie zawsze (do tej pory) sierpień był już w sumie miesiącem prawie że jesiennym. Dlaczego ? Bo zawsze kojarzył mi się zakupami rzeczy do szkoły, podręczników i innych tego typów przedmiotów. Po 15 sierpnia czas bardzo szybko płynął i ani się obejrzałam a już był wrzesień. W tym roku było tak samo, jednak nie przeszkadza mi to. Z przyjemnością obserwuję jak lato powoli ustępuje pola dla jesieni, która wolno wkracza do świata przyrody.

~ ~ ~ ~

U mnie na razie wszystko dobrze, wręcz bardzo dobrze się układa. Aż boję się to pisać, żeby nie zapeszać, bo już dawno nie było tak jak jest teraz. Nic mnie nie gnębi, w drobnych rzeczach dostrzegam powody do radości i uśmiechu. Jest dobrze :)

* * *

Zdjęcie na dzisiaj: słoneczna panorama



2012/08/25

Mission completed

Na drzewach widać już pierwsze oznaki jesieni. Małe listki szumiących codziennie rankiem brzózek zmieniają barwę z głębokiej zieleni na wyrazisty żółty, wręcz złocisty kolor. Trawa w niektórych miejscach żółknie, kwiaty, które jeszcze niedawno cieszyły nasze oczy feerią barw, przekwitają lub usychają, na jabłoniach prężą się dumnie czerwone jabłka, a śliwy upstrzone są małymi, fioletowymi owocami.
Wiem, że kalendarzowa jesień jeszcze nie nadeszła, ale to na pewno są jej pierwsze oznaki. Upały i wysokie temperatury odpuściły i już raczej nie powrócą. A jeśli nawet się pojawią, to będą to jedno lub dwudniowe "incydenty". Zmrok również zapada coraz wcześniej i muszę przyznać, że trochę mnie to irytuje. Do tej pory mogłam spokojnie do godziny 21 czytać sobie książkę bez zapalania światła, a teraz muszę niestety korzystać z lampki. Irytujące, nieprawdaż ?
Za niedługo powitamy wrzesień (już w przyszłym tygodniu), a z nim kalendarzową jesień, chłodne nocy (już od dzisiaj mają być chłodne), coraz szybciej zapadające ciemności.
Wszyscy, którzy od września powracają w szkolne mury pewnie nie pałają pozytywnym nastawieniem do jesieni i związanych z nią zjawisk. Jednak złota polska jesień, nawet spędzona w szkolnych murach jest piękna (chociaż do tej pory jesień była deszczowa, ale w tym roku zapowiada się pięknie: "Jesień będzie złota, a zima łagodna").
Z "jesienią szkolną" związane jest jedno z moich najpiękniejszych chyba wspomnień:

Tego dnia świeciło piękne  październikowe słońce. Korytarz przed klasą z historii, która znajdowała się na pierwszym piętrze wychodził na szkolny parking na stronę wschodnią, a więc o tej porze dnia (popołudnie) był zacieniony. Po kilku minutach przerwy zegar wybił godzinę, o której miały zacząć się zajęcia. Za moment pojawił się nasz kochany nauczyciel z historii i otworzył pracownię. Weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca. Ja z moją przyjaciółką siedziałyśmy w rzędzie pod oknem. Wypakowaliśmy książki, zeszyty i zaczęła się lekcja - jak zwykle od sprawdzania obecności, a więc momentu, w którym można było porozmawiać i wymienić jeszcze ostatnie ploteczki, na które zabrakło czasu na przerwie. A że była to pierwsza klasa, październik, a więc w sumie początek nowej szkoły to raczej nie byłam skora do rozmów, żeby się nie narazić. I wtedy ujrzałam Go. Przepiękny, wysoki i potężny klon o każdym liściu idealnie żółtym oświetlonym złocistym słońcem. Obraz ten utkwił mi głęboko w pamięci i na pewno będę pamiętać o nim bardzo, baaardzo długo.
A co w tym jest wyjątkowego ? Klon już więcej nie zmienił tak pięknie koloru swoich liści. W ciągu kolejnych dwóch lat, które spędziłam w szkole pozbawione były tego pięknego widoku. Drzewo zmieniło kolor swoich liści, ale na brzydki, brązowy kolor, który nie miał nic wspólnego z piękną złocistą żółcią, którą pamiętałam tak dobrze...


~ ~ ~ ~

Wakacje bardzo mnie rozleniwiły. Leń, który we mnie zamieszkał rozrósł się do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów, ale planuję z nim walczyć, za kilka dni...

~ ~ ~ ~

W czwartek przebudziłam się o 6:07 (nietypowa jak dla mnie pora) i wiedziałam, że podjęłam już tą decyzję, na którą dałam sobie czas do końca sierpnia. Byłam jej pewna, pomimo tak wczesnej pory. Mój umysł mógł wreszcie odpocząć, zrelaksować się, bo nie musiał już nad niczym wiecznie myśleć i rozważać.
Zdecydowałam: rezygnuję ze studiów, na które nie mam ochoty iść, a ten rok poświęcam na naukę do matury z historii na poziomie rozszerzonym i wosu na poziomie podstawowym.
Czy w podjęciu decyzji pomogła moja lista "+"  i "-" ? Nie wiem, ale na pewno nie zaszkodziła. Jakoś uporządkowała mi wszystko co gdzieś tam kłębiło się w mojej głowie.



+
-

  1. więcej czasu na naukę do matury
  2. nie będę musiała zmuszać się do chodzenia na studia, które mnie nie interesują
  3. skupię się tylko na maturze i nie będę rozpraszać się niepotrzebnymi rzeczami
  4. będę mogła przeczytać dużo książek historycznych, które na pewno przydadzą mi się do matury
  5. brak stresów
  6. wysypianie się
  7. mój czas, który spędziłabym na nauce na studiach poszedłby na marne (rok do kosza)
  8. pewność, że będę mieć czas na naukę do matury

  1. rok przerwy w szkolnych obowiązkach
  2. mogą mnie nie przyjąć na prawo
  3. brak ubezpieczenia zdrowotnego
  4. rok straty



Hmm...i to w sumie tyle nowości ode mnie...

* * *

Zdjęcie na dzisiaj: krwisty zachód


2012/08/20

Dorosłość

Tak, tak wiem. Miałam w wakacje częściej tutaj pisać, ale zwyczajnie jakoś nie mam czasu, a jak go mam, to nie chce mi się pisać. Nie wiem, dziwna jestem jakaś ostatnio. Starzeję się chyba.
Pamiętacie jak na początku wakacji (albo trochę później) pisałam Wam, że nie czuję się jeszcze dorosła ? Otóż jest to już nieaktualne - czuję się dorosła. Tak, mogę to powiedzieć: DOROSŁA. Nareszcie myślę jak dorosła osoba. Wiem, czego chcę, robię to co uważam. Zmienił się mój sposób postrzegania świata. Jestem bardziej odpowiedzialna.

Nadal kontynuuje moją akcję "szczęście". Jest naprawdę dobrze. Nie ukrywam, że mam gorsze dni, w których wszystko do mnie powraca, jednak tych dni jest naprawdę bardzo bardzo mało i można je policzyć na palcach jednej ręki. Mój "zeszyt szczęścia" ciągle powiększa się o nowe rady. Często do niego sięgam, starając się wyprzedzić chwile słabości. Jest dobrze...tak, jest dobrze :) Mogę to powiedzieć z czystym sumieniem i uśmiechem na twarzy.
Od początku wakacji do teraz zdecydowanie się zmieniłam i to na lepsze. Widzę to nie tylko ja, ale też inni w moim otoczeniu i to jest super. Mam nadzieje, że nadal będę trwała w tym stanie, bo dobrze mi w nim :) Teraz zdecydowanie inaczej podchodzę do życia niż jeszcze np. w maju lub kwietniu. Pomimo problemów nie załamuję się tylko idę dalej, nie poddaję się, walczę. Jestem silniejsza.

Upały powróciły i zostaną z nami na dłużej. Wręcz można powiedzieć, że na długo. Nie przepadam za nimi...Lubię jak jest ciepło, ale upały mnie wykańczają >_>
Jednak pomimo gorąca w powietrzu czuć już jesień. Noce są chłodne i w niczym nie przypominają ciepłych lipcowych nocy. A wczoraj widziałam babie lato. Och tak, jesień nadciąga.

Co się tyczy decyzji, którą miałam podjąć to jeszcze nie jestem jej w 100% pewna. Do końca sierpnia pozostało kilka dni, a więc mam czas na przemyślenia. Ale na pewno jestem już bliżej jej podjęcia, niż kiedy myślałam o niej na samym początku.

A poza tym co u mnie ? Wakacje nadal trwają. Oddaję się błogiemu lenistwu, czytaniu książek i zwyczajnym nic nie robieniu. Jedno mogę stwierdzić: to najlepsze wakacje w moim życiu !

A co tam słychać u Was? Kto z Was zaczyna szkołę od września, a kto ma jeszcze trochę ponad miesiąc wakacji i od października idzie na studia (na jakie ? :D) ?

Jutro kolejny upalny dzień...trzymajcie się i przetrwajcie ten żar lejący się z nieba :)

* * *

Zdjęcia na dzisiaj: czerwone owoce i kolorowe wariacje



2012/08/13

London 2012 - say goodbye

Dzisiejsza noc miała być nocą Perseidów. W sumie to jest, ale ja raczej nic z tego widowiska nie zobaczę, gdyż niebo pokrywa warstwa chmur... Co chwilę wyglądam za okno i sprawdzam czy nadal na niebie tkwią chmury, jednak one są nieustępliwe i chyba nie będzie mi dane zobaczyć spadających gwiazd. Cóż, trudno. Jednak nie poddaję się, nadal czekam z naszykowanym sprzętem i nadal mam nadzieję, że się rozpogodzi :)

Igrzyska, igrzyska i po igrzyskach. Wszystko co dobre, niestety szybko się kończy. Trochę smutno, bo jakoś tak już przyzwyczaiłam się do codziennego oglądania zmagań sportowców nie tylko z naszego kraju. Emocje, które mi wtedy towarzyszyły są nie do zapomnienia. Pomimo tego, że ta olimpiada nie była zbytnio szczęśliwa dla Polaków (sądzę, że to nawet najgorsze igrzyska w naszej historii) sądzę, że te medale, które zdobyliśmy stanowią dla nas bardzo dużą wartość. Szczególnie cieszę się z medalu Tomasza Majewskiego i Anity Włodarczyk. Są to naprawdę wielcy sportowcy, którzy bardzo wiele osiągnęli w ciągu tych kilku lat przed olimpiadą. Wielkie gratulacje dla wszystkich sportowców.
Nie ukrywam jednak, że bardzo liczyłam na naszych siatkarzy. No cóż, trudno, nie udało się. Jednak jak powiedział Zbigniew Bartman: "Kolejne igrzyska już za 4 lata", a więc z niecierpliwością będę czekać na kolejny start naszych biało-czerwonych na olimpiadzie w Rio de Janeiro.
Szkoda, że kolejna letnia olimpiada dopiero za 4 lata...

Decyzji nadal nie podjęłam...a może już ją podjęłam, tam, w środku, w mojej głowie ?
Tak, tam już ją podjęłam, jednak boję się ją wypowiedzieć na głos, napisać, przedsięwziąć kroki z nią związane, jej konsekwencji...
Wiem jedno, mam trudny orzech do zgryzienia. Jednak nie mogę wiecznie trwać w zawieszeniu. Muszę coś zrobić, bo czuję, że stoję w miejscu, a tak nie może być. Chcę już mieć unormowaną sytuację i wiedzieć co mam robić.

Jesień się zbliża moi drodzy. Coraz wcześniej robi się ciemno i niestety jest coraz chłodniej. Dzisiaj oglądałam prognozę długoterminową i nie zapowiadała ona upałów ani jakiegoś wielkiego ciepła tylko temperatury rzędu 20-28 stopni. Jednak tych wyższych temperatur ma być bardzo mało, wręcz kilka dni do policzenia na placach jednej ręki.
Kolejne oznaki zbliżającej się jesieni ?
Kolor liści - z pięknej zieleni zmienia barwy na żółte.
Odlatujące ptaki - szpaki już szykują się do odlotu i w ciągu kilku najbliższych dni odlecą do ciepłych krajów. Zaznaczam, że wyjątkowo wcześnie w tym roku. Jeszcze nigdy nie odlatywały na początku sierpnia, a więc to znak, że bardzo szybko zrobi się zimno.
No i kolejna oznaka - zbliża się wrzesień a więc czas szkoły. Po raz pierwszy nie jest to czas dla mnie :)
Pewnie oznak tych jest więcej, jednak nie chcę was tym dołować XD Cieszmy się jeszcze latem (wiem, trudno w to uwierzyć, ale pomimo panujących na zewnątrz chłodów nadal jest lato) póki trwa i niech trwa jak najdłużej.

EDIT: Chmury jednak odpuściły. Chyba nie udało mi się uchwycić żadnej spadającej gwiazdy (nawet takiej nie widziałam dzisiaj :<), ale za to zrobiłam swoje pierwsze w mojej fotograficznej "karierze" zdjęcia gwiazd. Jutro zobaczę co z tego wyszło (o ile coś wyszło), a tymczasem już prawie 2.30 w nocy, a więc chyba pójdę spać...

* * *

Zdjęcie na dzisiaj: złote jabłuszka


2012/08/09

Późną nocną porą...

Za oknem już dawno zapadła noc, na niebie widać małe, srebrne punkciki. Cisza w górach jest taka urzekająca i magiczna. Zresztą ostatnio coraz wcześniej robi się ciemno, zauważyliście ? A to znak, że zbliża się wrzesień, a z nim jesienne słoty. Do tej pory, od 12 lat, miesiąc ten nie napawał mnie pozytywnymi uczuciami. Ale jak dobrze wiecie, za mną już jest matura i tym samym wrzesień już nigdy nie będzie dla mnie miesiącem szkolnym.
Wakacje mijają szybko, wręcz bardzo szybko. Dopiero była połowa maja i koniec matur a tutaj już praktycznie połowa sierpnia. Ale nie przejmuję się tym. Jest mi, po raz pierwszy, dobrze z tym upływem czasu. Nie przeszkadza mi on, nie irytuje, nie wywołuje jakiegoś uczucia niepokoju.

Jak wiecie dostałam się na psychologię, kierunek, który nie był moim marzeniem, a wręcz przeciwnie - najgorszym koszmarem. Kompletnie nie interesuje mnie ta dziedzina... Nie chcę wyjść na jakiegoś samoluba, ale...no po prostu nie widzę siebie w roli psychologa do końca życia wysłuchującego problemów innych ludzi. Czasami sama mam problemy i nie umiem sobie z nimi poradzić, a co dopiero brać się za problemy innych. To nie na moje siły.
Jak dowiedziałam się, że nie dostałam się na prawo (zabrakło mi 0,7 pkt, żeby się dostać !! - God why ?) to zwyczajnie się popłakałam. Znałam już swoją sytuację - dostałam się na psychologię a na prawo nie. To był koszmar. Po kilku godzinach od poznania wyników podjęłam decyzję - przez rok będę studiować psychologię, a w maju przystąpię do rozszerzonej matury z historii. Jednak była to decyzja podjęta "na gorąco". Dopiero po upływie prawie miesiąca widzę, że nie przemyślałam dobrze tej decyzji.
Przecież już raz przechodziłam przygotowanie do matury z historii (poziom podstawowy) i wiem ile to zajmuje czasu, ile trzeba temu poświęcić, żeby pamiętać te wszystkie daty, wydarzenia, przyczyny, skutki wydarzeń itp. Czasami zaniedbywałam inne przedmioty w szkole, żeby uczyć się historii. Spędzałam nad nią wiele, wiele dłuuuugich godzin. I muszę przyznać, że było warto - 82% to naprawdę dużo. Ale jednak podstawa to podstawa i niestety nawet taki wysoki wynik nie zapewnił mi miejsca na wymarzonym kierunku.
Wiem, że studia to nie liceum - tam jest dużo więcej roboty i dużo więcej czasu spędza się na uczelni, w bibliotekach, a potem ucząc się do sesji. Jednak moja praca poszłaby na marne - rok studiowania psychologii poszedł by do kosza, a wraz z nim czas spędzony na nauce.
A więc, jak pewnie już co bardziej domyślni czytelnicy tego posta przypuszczają, rozważam decyzję nie podjęcia studiów w tym roku, tylko pełne poświęcenie się przygotowaniom do matury rozszerzonej z historii. W sumie to większość pracy mam już wykonaną - przecież cały rok uczyłam się do podstawy. Teraz wystarczy to bardzo mocno utrwalić i zacząć przygotowywać się do pisania wypracowania - tego, co przeraża mnie najbardziej. Przede mną wiele setek tekstów źródłowych, pewnie kilka lub kilkanaście tematycznych książek, wiele, wiele testów i wypracowań, być może jakiś kurs lub korepetycje - a więc sami widzicie, że w tym gąszczu przygotowań ciężko będzie (o ile jednak zdecyduję się pójść na studia) znaleźć czas na studiowanie.
Jest takie przysłowie: Kto chwyta dwie sroki za ogon, żadnej nie złapie - może nie da się pogodzić studiów z nauką do matury ? A może się da ? Nie wiem, muszę to dobrze przemyśleć, mając na uwadze przytoczone przysłowie. Jedno wiem na pewno - muszę zdać tą maturę naprawdę bardzo, ale to bardzo dobrze, żeby wiedzieć, że miejsce na studiach mam już zapewnione na 100%.
Na podjęcie ostatecznej decyzji daję sobie czas do końca sierpnia - na pewno powiadomię Was o niej :)
A co wy o tym sądzicie ?

W piątek odeszła moja kochana świnka ;( Bardzo mi jej brakuje - tego ciepłego futerka, odgłosu pochrupywania sianka...

* * *

Zdjęcie na dzisiaj: małe, czerwone listki ♥